Czekałam na ten wrzesień, marzyłam o nim, o tym, że Zosia w końcu pójdzie do przedszkola, do dzieci. Że da mi odpocząć, pobawi się z rówieśnikami. Miałam już dość kucyków Pony, domków z Lego i marudzenia. Chciałam w spokoju popracować, pisać, nadrobić te wszystkie zaległości, których uzbierało się przez wakacje. Kiepsko to brzmi, ale wiem, że zrozumie mnie tylko druga matka 🙂 Pierwszy miesiąc w przedszkolu minął bardzo pozytywnie jeśli chodzi o nastawienie Zosi, troszkę gorzej było z chorobą, która dopadła Topolinkę w drugiej połowie września.

Adaptacja w przedszkolu

Początki były super, wstawała chętnie, uśmiechnięta. Tylko ze mną coś było nie tak, nie mogłam się zorganizować. Wiecznie w biegu, rano szybciutko bo spóźnimy się do przedszkola, potem zakupy, może z godzinkę udało mi się popracować tak na 100%, a tu już 12.00 i trzeba iść po Zosię, bo założyłyśmy, że we wrześniu nie będzie leżakować. Z przedszkola pędem, a tu pada deszcz, no leje cały czas. Ze spaceru nici. Zosia narzeka bo wraca na nóżkach, a chciała na hulajnodze, ale nie może bo pada, wieje, jeszcze śniegu brakuje tylko. Widać że jest zmęczona – i ona i ja. Wieczorem szybciutka kolacja, kąpiel, bajka i spać, bo rano trzeba wcześnie wstać. O 20.00 jestem totalnie wykończona tą gonitwą. Nie mam siły porozmawiać z mężem, a co dopiero obejrzeć zaległy serial. No wszyscy niezadowoleni.

1 miesiąc w przedszkolu

Na domiar złego Zosia zachorowała, najpierw lekki kaszel, potem katar, dwa dni posiedziała w domu i wróciła do przedszkola. Pochodziła 3 dni i totalnie się rozchorowała. Wiem, uprzedzano mnie, Topolinka nie chodziła wcześniej do żłobka, ani do klubu malucha. Kontakt z dziećmi miała tylko na placu zabaw. Ale żeby tak od razu się rozłożyć? Walczymy bez antybiotyku ale jest coraz gorzej. Po 4 dniach znów lądujemy u Pani Doktor. Zosia dostaje antybiotyk i już wiem, że do końca września posiedzi w domu. Strasznie przeżywa, że nie pójdzie na piknik i nie weźmie udziału w zawodach przedszkolaków.

Ale jest też plus, zwalniamy obydwie. Pogoda robi się cudowna, świeci słońce. Idziemy na długi spacer, pierwszy tak długi bez pośpiechu od kilku miesięcy. Zbieramy kasztany, karmimy wiewiórki. Nie myślę o obiedzie, o zakupach, tylko przypominam sobie, jak spacerowałam z małą Zosią w gondoli i że to było tak niedawno. 3 i pół roku temu. Gdzie ja tak gonię? Przecież zaraz ona będzie wolała spotkać się z koleżankami, niż zrobić dla mnie bukiet z liści.

Czasem potrzebuję takiego olśnienia, żeby się zatrzymać. Postanawiam, że październik zaplanuję inaczej niż wrzesień. Więcej spacerów, pączków w ulubionej cukierni, wagarów, żeby w końcu spokojnie pójść do ZOO. Wiem, że Zosi będzie trudno znów wrócić do przedszkola, będzie to adaptacja jakby od nowa. Bo tak naprawdę sumując wszystkie dni pobytu w przedszkolu wychodzi mi 9.

Przez te 9 dni faktycznie wystąpiły prawie wszystkie symptomy, o których czytałam, związane z adaptacją w przedszkolu:

– problemy ze snem, budzenie się w nocy
– spadek apetytu, przestawienie się na porcje przedszkolne, które są niewielkie, Zosia zaczęła mniej jeść
– przeziębienie, które przerodziło się w zapalenie krtani.

Nie było natomiast u Zosi problemów z rozstaniem ze mną, nie było płaczu. Do przedszkola chodziła chętnie, wręcz nie mogła się doczekać. Wiem, że to zasługa Pań Przedszkolanek, które są wspaniałe, ale i po części moja 🙂 Całe wakacje Zosię przygotowywałam, do tego, że będzie Przedszkolakiem, chodziłyśmy na spacery w okolicy placówki, dużo jej opowiadałam, jak będzie wyglądał dzień. Nie mówiłam, że odbiorę ją o 12.30, tylko po obiadku. Trzylatki jeszcze nie mają pojęcia czasu, raczej zdarzeń, które są o danej godzinie – obiad, leżakowanie. No właśnie to leżakowanie. Zosia od około roku nie śpi w dzień, kładzie się tylko na chwilkę, żeby odpocząć – taka szybka regeneracja. Zdecydowałam, że na początku nie będzie zostawać na leżakowanie, że będę odbierała ją ja albo babcia. I ten system bardzo się sprawdził. Ale po tygodniu zaczęła budzić się w nocy i mówić że nie chce spać w przdszkolu. Rozmawiałam z nią rano, pytałam, co się stało. Okazało się, że dzieci ze starszej grupy bardzo płaczą w szatni, że nie chcą leżakować. Ja nawet tego nie zauważyłam, a ona tak to zapamiętała, że zaczęła się bać, że to coś złego. Zobaczymy jak będzie po tej dość długiej przerwie spowodowanej chorobą.

Co zrobić, żeby dziecko z uśmiechem szło do przedszkola?

Najważniejsze to obserwować dziecko, rozmawiać z nim, słuchać, jakie ma lęki. Nie obiecywać nagród za zostanie dłużej w przedszkolu, bo sprytny, mały człowiek będzie domagać się ich później. Ja będę starała się przełamać trochę rutynę, mniej się śpieszyć. I żeby tylko ta złota jesień była z nami dłużej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here